Dlaczego jestem baptystą?

Powód drugi:
Baptyści praktykują demokrację w życiu kościelnym

W poprzedniej części moich rozważań wyłożyłem jak ważnym i istotnym jest dla mnie fakt, że baptyści w całej swojej działalności podkreślają konieczność osobistego doświadczenia Boga i w ten sposób stykają duszę indywidualnego człowieka z Panem, by w ten sposób doprowadzać ją do zbawienia. Podobnie jak Mojżesz, Eliasz czy Jan Chrzciciel, którzy w samotności spotkali Boga pośród pustynnych skał, tak chcemy, aby każdy człowiek wszedł w intymną samotność swojego własnego ducha, gdzie nikt inny nie może się dostać, aby usłyszał cichy nieśmiały głos Przedwiecznego i uporządkował z potężnym Ojcem swej duszy sprawy przeszłości i przyszłości.

Jednakże religia nie ma charakteru czysto indywidualistycznego. Nic w życiu człowieka nie ma charakteru czysto indywidualistycznego. Jesteśmy bytami społecznymi i wszystkie elementy naszego życia doznają pełnego rozwoju jedynie poprzez wymianę z innymi i współpracę z innymi. Człowiek pracujący w oddzieleniu od otoczenia jest wytwórcą nieefektywnym. Poprzez podział pracy i współpracę efektywność wytwórcza wszystkich producentów jest zwielokrotniona. Samouk znajduje się w o wiele gorszej sytuacji niż student dysponujący stymulującą opieką nauczycieli i wpływem studiujących kolegów. Nasze zainteresowania, nasze pasje, nasze aspiracje moralne wzbijają się na wyższy poziom i uzyskują szerszy zasięg poprzez dzielenie się nimi z otoczeniem. Wyizolowana jednostka jest w pewnym sensie upośledzona. Nasze możliwości i nasze pasje uświadomić sobie możemy szczególnie w chwili, gdy przyłączymy się do śpiewu wielkiego tłumu, bądź gdy włączymy się w marsz wielotysięcznej kolumny, gdy ujrzymy flagę będącą symbolem tego, co nas łączy i prowadzi naprzód.

Wydaje się także, że również religia potrzebuje społecznego zamanifestowania się. Uzyskuje ona swoją pełnię i bogactwo tylko wtedy, gdy jest przeżywana wspólnie z innymi ludźmi. I tak też jest. Wspaniałą rzecząjest modlitwa prywatna. Ale udział w śpiewie poruszającej serca pieśni przynosi dodatkową i wspólną dla wszystkich porywającą emocję. Większość z nas podjęło przełomową decyzję w sprawach religii pod wpływem emocji wywołanej przez społeczność, grupę ludzi, w której się znajdowaliśmy. W przypadku większości z nas płomień religijnych tęsknot i ciągot z biegiem lat by coraz bardziej wygasał, gdyby nie odświeżenie, jakie przynosi kontakt z doświadczeniami i religijną wolą, a także siłą innych wierzących. Gdy Jezus powiedział, że tam gdzie dwóch albo trzech jest zgromadzonych w Jego imię, tam On jest pośród nich obecny, wyraził szczególnie doniosłą prawdę, z której wynika, że Jego obecność ma miejsce wyłącznie w spo-łeczności chrześcijańskiej. Może to być bardzo mała grupa - wystarczy obok mnie samego jeszcze jedno ludzkie serce, by w pełni doświadczać obecności Chrystusa.

Kościół chrześcijański znajduje uzasadnienie swojego istnienia w tych właśnie zjawiskach życia ludzkiego. Nie jest on celem samym w sobie. Jest on zawsze środkiem prowadzącym do celu. Jego zadaniem jest budzić i popierać życie religijne jednostki. Jego zadaniem jest budować Królestwo Boże pośród całej ludzkości.

Chrześcijanie nie zakończyli swojego wewnętrznego sporu o właściwą organizację Kościoła. Kościół Rzymskokatolicki utrzymuje, że nie ma prawdziwego Kościoła bez biskupów i papieża rzymskiego. Papież Bonifacy VIII z całą powagą stwierdził w roku 1302: "Jeden i jedyny zarazem Kościół ma jedno ciało i jedną głowę, a mianowicie Chrystusa, i zastępcę Chrystusa, Piotra, i następcę Piotra. Stwierdzamy ponadto, oświadczamy i potwierdzamy prawdę, że do zbawienia każdego koniecznie potrzebne jest podporządkowanie się papieżowi rzymskiemu". Papież Pius IX potwierdził to stwierdzenie w 1854 r. mówiąc, iż "częścią naszej wiary jest przekonanie, że nikt nie może być zbawiony poza rzymskim, apostolskim Kościołem". Kościół Anglikański z kolei utrzymuje, że władza duchowna jest związana ze święceniami kapłańskimi udzielanymi i przekazywanymi nieprzerwanie przez historyczny episkopat. Dodaje przy tym, że pastorzy prezbiteriańscy i baptystyczni, chociaż mogą być bardzo wartościowymi i błogosławionymi przez Boga w dziele zbawiania dusz ludzkich, to nie są oni jednak duchownymi Kościoła chrześcijańskiego we właściwym rozumieniu.

W ten sposób jeden Kościół uzależnia zbawienie, a drugi władzę duchowną od poprawnej organizacji wspólnoty kościelnej. Podobnie są też i tacy baptyści, którzy chętnie powiedzą, że żaden Kościół oprócz Kościoła Baptystycznego nie jest Kościołem prawdziwym. Według mojego rozumienia sprawy, istotą rzeczy jest nie fakt, iż dana wspólnota kościelna jest bytem starodawnym, bądź to, że ma za sobą długą ciągłość historyczną. Ważne jest to, czy uwzględnia ona w swojej organizacji ducha chrześcijańskiego i czy w ramach i dzięki swojej strukturze daje swoim członkom maksimum możliwości do prowadzenia prawdziwie chrześcijańskiego życia. Fundamentalne pytanie w tym zakresie nie brzmi nawet czy dany porządek kościelny jest biblijny, lecz czy jest on chrześcijański. Biblia tylko pomaga nam rozeznać, czy jest on chrześcijański.

Myślę, że nasza baptystyczna forma organizacji kościelnej, pomimo że posiada szereg wad i pomimo, że w trakcie funkcjonowania skrzypi i trzeszczy, tak zresztą jak wszystkie inne złożone z ludzi organizacje, zbudowana jest na najszlachetniejszych zasadach chrześcijańskich i dlatego jest mi tak droga.

1. Stara się ona być organizacją zrzeszającą prawdziwych chrześcijan. W jej szeregi przyjmowani są tylko ludzie, którzy z pełnym przekonaniem ubiegają się o członkostwo i którzy mogą zaświadczyć, że spotkali w swoim życiu Chrystusa, że Go kochają i że chcą za Nim podążać. Wymóg taki pomaga im zweryfikować swoje rzeczywiste poglądy i chroni ich przed zwodzeniem samych siebie. Zbór głosuje nad przyjęciem kandydatów dopiero wtedy, gdy ma przekonanie, że zapoczątkowane w nich zostało świadome życie duchowe. Podejście takie eliminuje możliwość przyjęcia w szeregi członkowskie ludzi, którzy w sposób oczywisty nie prowadzą życia chrześcijańskiego. Oczywiście można tutaj popełnić wiele błędów przyjmując do zboru zbyt szybko i wyłączając z niego zbyt powoli, ale w końcu jest to jakiś sposób na utrzymanie rzeszy członkowskiej w duchowej czystości i jednomyślności. Zbory mogą nabrać tak światowego charakteru, że trudno będzie je odróżnić od świata niechrześcijańskiego, ale zasada o której mówimy jest mimo to wpisana w samą istotę organizacji naszego życia kościelnego i zawsze daje pełną możliwość dokonania reformacji zboru. Z innej strony, w wielu Kościołach ich organizacja działa w zupełnie odmiennym kierunku. Indywidualni pastorzy muszą tam podejmować w pojedynkę trud stworzenia prawdziwie chrześcijańskiej wspólnoty, lecz ich Kościoły osłabiająte wysiłki poprzez przyjmowanie wszystkich do kręgu zborowego poprzez bramę chrztu niemowląt.

2. Nasze zbory są chrześcijańskimi demokracjami. Lud Boży jest w zborze suwerenny. Wszelkie uprawnienia, jakimi dysponująpastorzy i inni funkcjonariusze, udzielone im są przez zbór. Daje to wiele swobody tym, którzy otrzymali Boży dar przywództwa, lecz jednocześnie dzięki zasadzie rozliczania się ze swoich działań przed zborem utrzymuje ich w pozycji służby ludowi kościelnemu. Demokracja właściwa zborowi baptystycznemu jest rzeczą, z której powinniśmy być dumni. Jednym z najszlachetniejszych elementów życia naszych teutońskich przodków było to, że ich wspólnoty wiejskie samozarządzały się poprzez ogólne zgromadzenia gminne. Instytucja ta została określona mianem cechy narodów północnoeuropejskich. Jest to jądro wszystkich wolności. Spotkanie członkowskie zboru baptystycznego jest dokładnie tego rodzaju samorządnym zgromadzeniem ludu. Jest to rozwiązanie daleko bardziej demokratyczne niż system delegowanego zarządu znany w prezbiterianizmie. W pełniejszy sposób niż wszystkie inne systemy koresponduje ono z pierwotnym chrześcijaństwem. Im głębiej sięgamy w chrześcijaństwo, zwłaszcza apostolskie, tym szerszą demokrację napotykamy. Kościół Rzymskokatolicki jest obłaskawiony despotyzmem. Wszelka władza udzielana jest przez papieża i od niego zstępuje na niższe szczeble. Ten typ organizacji kościelnej powstał pod wpływem despotyzmu cesarskiego Rzymu i przetrwał w ideach i obyczajach politycznych tej epoki. Zarząd dokonywany przez biskupów ma ścisłe związki z monarchią. Tak jak powiedział król angielski Jakub I: "Tam gdzie nie ma biskupa, tam nie ma i króla." W biskupach upatrywał on najlepsze zabezpieczenie przeciwko purytańskiej demokracji. Nasz kongregacjonalny zarząd zborem ukształtował się na wielkiej fali powszechnej demokracji w Anglii i jest wcieleniem i przedłużeniem demokratycznych ideałów Rewolucji Purytańskiej. Jestem dumny, gdy pomyślę, że nasze życie kościelne pozostaje w harmonii z tym wielkim ideałem rządów dokonywanych przez lud i dla ludu, który zdaje się coraz bardziej przyjmować w różnych częściach świata.

3. Nasze zbory baptystyczne nie uznają żadnej klasy kapłańskiej. Nasi pastorzy nie różnią się zasadniczo w niczym od świeckich. Zgodnie z poglądem katolickim oraz innych Kościołów tradycjonalistycznych kapłan otrzymuje w momencie święceń niezatarte znamię, co uzdalnia go do czynienia rzeczy, których nie może dokonywać żaden inny człowiek. My nie mamy takiej koncepcji urzędu duchownego i dziękuję za to Bogu. Skala spustoszeń dokonanych przez kapłańskie roszczenia opisanego rodzaju w dziejach Kościoła jest tak wielka, że nie sposób jej dokładnie określić. Kapłan to spadek po pogaństwie. Potrzebny jest on tam, gdzie trzeba składać ofiarę czy udzielać magicznych sakramentów. Jezus nie był kapłanem ani nie stworzył kasty kapłanów. Wiele Kościołów ma niewyraźną linię oddzielającą je od świata, ale za to bardzo ostrą granicę pomiędzy duchowieństwem a laikatem. U nas jest dokładnie odwrotnie. Mamy bowiem ostrą linię odgraniczającą Kościół od świata i prawie że niewidzialną linię podziału na duchownych i świeckich. Które rozwiązanie jest bardziej chrześcijańskie?

4. Nie mamy stopni hierarchicznych pomiędzy osobami pełniącymi urząd duchowny. Nie mamy dziekana nad proboszczem, biskupa nad dziekanem, arcybiskupa nad biskupem, ani papieża nad nimi wszystkimi. Jezus wzywa nas, abyśmy nie nazywali nikogo ojcem, ale wszyscy mamy być dla siebie braćmi, a jedyna wielkość powinna polegać na prześciganiu się we wzajemnej służbie (Mt 23:1-12). To przesądza dla mnie sprawę wszelkiej hierarchii. Niektórzy z nas mająwiększe przyrodzone dary niż inni, i tę naturalną nierówność trzeba uczciwie uznać. Niektórzy z nas mają bardziej świątobliwy charakter czy głębsze duchowe wejrzenie i oni też powinni być z tego powodu bardziej uznawani i pełnić role przywódcze. Trzeba jednak zachowywać zasadę braterstwa pośród pastorów.

5. Nasze zbory zarządzają się same. Każdy zbór jest suwerenny w swoich własnych sprawach. W tym względzie idziemy za wzorem modelu, zgodnie z którym zbudowane są Stany Zjednoczone. Jeden z powodów dla których nasze miasta są tak źle zarządzane bierze się stąd, że nie są samorządne i kierowane są przez oddalone od nich parlamenty stanowe. Każdy człowiek wie kiedy but go uwiera i każda lokalna społeczność najlepiej wie jakie są jej problemy. Samorządność naszych zborów nie powstrzymuje ich jednak od łączenia się w braterskich przedsięwzięciach, w związki i unie, miejskie czy krajowe organizacje misyjne. Uważam jednak, że nasze zbory są często zbyt opieszałe w wykonywaniu zadań wynikających z owej dobrowolnej współpracy i nierzadko opierają się w wywiązywaniu się z wziętych na siebie zobowiązań. Na przykład u nas, w Rochester, nie posiadamy do tej pory żadnej odpowiedniej formy organizacyjnej wyrażającej naszą duchową jedność.

6. Nasze zbory baptystyczne odmawiają jakichkolwiek związków z państwem. Nie akceptują jakichkolwiek dyrektyw ze strony państwa w sprawach duchowych. Nie domagają się jakichkolwiek przywilejów ze strony państwa z wyjątkiem tego, iż przystają na zwolnienie z opodatkowania, jakie przysługuje wszystkim instytucjom działającym na rzecz wspólnego dobra i bez chęci osiągania zysku. Baptyści nalegali na konieczność istnienia rozdziału Kościoła i państwa wtedy, gdy zasada ta była czymś nowym i rewolucyjnym. Niektórzy baptyści zdają się myśleć, że ów rozdział opiera się na założeniu, iż życie duchowe nie ma nic wspólnego z życiem publicznym społeczeństwa. Stanowczo sprzeciwiam się temu poglądowi i uważam go za nieszczęsną herezję. Nasi baptystyczni przodkowie obstawali przy rozdziale Kościoła i państwa ponieważ uważali za skrajną nieprawość dążenia nieduchowych ludzi, wiedzionych motywami politycznymi i egoistycznymi, do wtrącania się w życie instytucji życia religijnego i moralnego. Zezwolenie Kościołom na samodzielne istnienie bez ingerencji z zewnątrz oznacza, iż religijne i moralne życie narodu samo w sposób nieskrępowany i nieprzymuszony upora się ze swoimi problemami. Z kolei okazuje się, że na skutek usunięcia spraw kościelnych z kręgu polityki, życie polityczne narodu jest wolne od niebezpiecznych zagrożeń z tej sfery. Inne Kościoły z ociąganiem przyjmowały utratę dotychczasowego stanu posiadania w zakresie korzystania ze środków publicznych i władzy politycznej. Baptyści mieli o wiele bardziej szlachetną i napawającą dumą pozycję jako ci, którzy dobrowolnie wyrzekali się tych korzyści i jako pionierzy omawianej zasady rozdziału, do której stopniowo zmierzają cywilizowane narody.

A zatem drugim moim powodem dla bycia baptystą jest to, że zbory baptystyczne w samej istocie wcielają chrześcijańskie zasady organizacji życia kościelnego i dają każdej wspól-nocie chrześcijańskiej dobre warunki prowadzenia życia chrześcijańskiego w wymiarze społecznym. Starają się formować wspólnoty prawdziwie chrześcijańskich wyznawców. Powierzają ludziom prawo do samorządu i tworzenia chrześcijańskich demokracji. Nie mają one żadnej oddzielonej od ludu kapłańskiej czy klerykalnej kasty. Nie mają hierarchii pośród osób pełniących funkcje duszpasterskie. Poszczególne zbory łączą zasadę autonomii z braterską współpracą. I z zasady są wolne od krępujących i zobowiązujących związków z siłami niereligijnymi.

Dobrze wiem, że zbory baptystyczne nie zawsze żyły w sposób w pełni odpowiadający wskazanym zasadom. Zbory, podobnie jak i indywidualni ludzie znajdują się w ciągłym niebezpieczeństwie odchodzenia od swoich przekonań. Mamy zbory, które przyjmują nieomal wszystkich i nie wykluczają nieomal kogokolwiek. Są zbory baptystyczne, gdzie rządzi mała klika, a demokracja stała się zwykłym frazesem. Są pastorzy baptystyczni, którzy są bardziej kapłańscy w myśleniu i zachowaniu niż sam papież. Wielką rzeczą dla narodu jest posiadanie konstytucji gwarantującej wolność, nawet jeśli jest on rządzony przez mafiozów, zaprzedanych swym sponsorom. Wielką rzeczą dla młodego człowieka jest całkowite oddanie się nieegoistycznej służbie dla dobra ogółu, pomimo że czasami prowadzony jest przez egoistyczne pobudki. I wielką rzeczą dla zborów jest realizować w sferze organizacji kościelnej tak wspaniałe i postępowe zasady, pomimo, że wspólnie i z osobna czasem nie stająna ich wysokości.

Walter Rauschenbusch
Artykuł był opublikowany w miesięczniku "Słowo Prawdy" 9/1996