Polityczna neutralność Kościołów

1. KILKA PYTAŃ I KILKA DEFINICJI

Nie ma wątpliwości co do tego, że współczesne społeczeństwa pochłonięte są polityką w stopniu daleko większym niż wcześniejsze pokolenia. Aczkolwiek polityka niezmiennie emocjonowała i wciągała szerokie kręgi społeczne i w przeszłości, to jednak dzisiaj, w dobie elektronicznych środków masowego przekazu, które w błyskawicznym tempie zbierają i przekazują informacje ze wszystkich i dla wszystkich części naszego globu, jest ona wszechobecna. I jeśli już bezpośrednio nie uczestniczymy w wydarzeniach politycznych, to chcąc nic chcąc obserwujemy ich przebieg rozmawiając z sąsiadami, włączając telewizor, słuchając radia, otwierając gazetę. Nawet osoba, która dokłada starań, by maksymalnie odizolować się od spraw politycznych, zawsze ma z nimi w jakiś sposób do czynienia.

Nasz kraj w szczególny sposób jest pochłonięty sprawami polityki. Wynika to z naszej skomplikowanej historii, zwłaszcza ostatniego półwiecza, kiedy społeczeństwo nasze nie mogło żyć normalnie, jak i z naszej obecnej sytuacji, kiedy liczne zaległości trzeba nadrabiać. Zmiany, jakie przeżywa (a musi) Polska, skłaniają nas do gorących dyskusji, do komentowania posunięć przedstawicieli władzy, do snucia własnych planów i koncepcji przemian, słowem: do włączenia się w wir tego, co się wokół nas dzieje. Niektórzy z nas posuwają się jeszcze dalej i decydują się na bezpośrednie uczestnictwo w życiu politycznym, poprzez członkostwo w partiach politycznych i podobnego rodzaju stowarzyszeniach, pracę w związkach zawodowych, zasiadanie w organach samorządów terytorialnych, piastowanie mandatu parlamentarzysty, członka rządu lub funkcjonariusza innych organów państwa. Wolność działalności publicznej, jaka zapewniona jest w III Rzeczypospolitej, daje szerokie możliwości włączenia się w sprawy naszej Ojczyzny. Korzystają więc z niej różne środowiska, także środowiska wyznaniowe, kościelne. Największy w naszym kraju Kościół na różne sposoby uczestniczy w życiu publicznym, często włącza się w rozwój spraw, które zdaniem niektórych mają charakter ściśle polityczny. Stąd też, ciśnie się na usta pytanie o dopuszczalność politycznego zaangażowania Kościołów i formy tego zaangażowania. Czy Kościół ma wpływać na kształt życia politycznego? Czy ma popierać konkretne partie lub konkretnych polityków? Czy ma milczeć, gdy gwałcone są prawa człowieka? Spróbujmy się odnieść do wymienionych i podobnych zagadnień. Zanim to jednak uczynimy pora wyjaśnić kilka kluczowych pojęć.

Czym jest polityka?

Chodzi nam tutaj o tak zwaną "wielką politykę". Nie o politykę w innym znaczeniu, bo i w takich kontekstach pojęcie się to pojawia - mówi się często bowiem o "polityce rolnej", "polityce kulturalnej", o polityce prowadzonej przez dyrektora danego przedsiębiorstwa etc. My jednak mówić będziemy o polityce w rozumieniu najbardziej rozpowszechnionym, a więc o tej, która dotyczy spraw państwa w ogólności. Krótko mówiąc - a odwołujemy się tutaj do jednej z najbardziej uznanych definicji - polityka to działalność mająca na celu zdobycie lub utrzymanie władzy w państwie. Innymi słowy jest to zespół działań prowadzących do przejęcia kierownictwa lub zarządzania sprawami państwowymi na różnych szczeblach i w różnych zakresach. Polityką zajmują się więc nie tylko te osoby i ich zrzeszenia, które władzę państwową w jakimś stopniu sprawują, lecz także ludzie i ich organizacje, które podejmują pewnego rodzaju próby sięgnięcia po władzę.

Czym jest państwo?

Już zaznaczyliśmy, "wielka polityka" czyli polityka w ścisłym tego słowa znaczeniu, jest nierozłącznie powiązana ze sprawami państwa. I aby nasz obraz istoty polityki był w miarę pełny - byśmy byli potem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie o miejsce Kościołów w polityce - wyjaśnijmy zwięźle, czym jest państwo. Pośród wielu definicji tego zjawiska, znajdujemy i taką, która w pierwszym rzędzie podkreśla, że państwo jest organizacją. Jest to jednak organizacja przewyższająca większość znanych nam zrzeszeń, a cechą która o tym decyduje, jest fakt, iż państwo stanowi organizację ogarniającą (skupiającą) automatycznie wszystkich mieszkańców danego terytorium. Jest to zatem organizacja powszechna, w której ramy człowiek trafia z samej racji znalezienia się na wspomnianym terytorium. W ten sposób docieramy do dru-giego elementu naszej definicji, który dotyczy ludności, albowiem celem opisywanej struktury czyli państwa jest organizowanie (porządkowanie) życia ludności poddanej jego zwierzchnictwu. Z kolei trzeci element charakterystyki państwa to władza. Państwo jest bowiem przymusową organizacją ludności żyjącej na pewnym terytorium i dysponującą władzą najwyższą (zwierzchnią). Znaczy to, że tylko państwo jako organizacja ogarniająca wszystkich ludzi przebywających na danym terenie, posiada władzę przewyższającą władzę jakiejkolwiek innej organizacji działającej na jego obszarze. Inaczej mówiąc: państwo jest organizacją posiadającą z zasady zdolność wymuszania określonych zachowań większą niż ktokolwiek inny.

Czym jest Kościół?

Po zdawkowym przybliżeniu Czytelnikowi pojęcia polityki i państwa pora na dookreślenie istoty trzeciego kluczowego "bohatera" naszych rozważań, a mianowicie Kościoła. Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich terminów i tutaj natrafiamy na wielką mnogość definicji. Skorzystajmy więc z definicji Kościoła zaczerpniętej z treści Nowego Testamentu i powszechnie przyjmowanej w protestantyzmie: Kościół chrześcijański jest wspólnotą skupiającą wszystkich prawdziwych wyznawców Jezusa Chrystusa, kiedykolwiek i gdziekolwiek żyli, żyją i żyć będą (Kościół niewidzialny), manifestującą się fizycznie w postaci organizacji kościelnych, głoszących Słowo, sprawujących sakramenty (ustanowienia) chrztu i Wieczerzy zgodnie z ustanowieniem Chrystusowym i stosujących karność kościelną (Kościoły wyznaniowe). Na użytek obecnych rozważań odwoływać się będziemy do tej części podanej właśnie definicji, która odnosi się do Kościoła w jego wymiarze doczesnym, a więc mówiącej, iż jest to wspólnota, konkretne zrzeszenie chrześcijan zgromadzonych w celu społecznego przeżywania wiary. Ponieważ zarówno w historii, jak i współcześnie zawsze występowała mnogość wspólnot chrześcijańskich, uszeregowanych konfesyjnie, organizacyjnie i na wiele innych jeszcze sposobów, co zresztą jest rzeczą naturalną i nieuniknioną, będziemy tutaj zasadniczo mówić nie o Kościele, a o Kościołach.

2. CHRZEŚCIJANIE A PAŃSTWO

Od razu trzeba zauważyć, że zdaniem piszącego te słowa inną sprawą jest stosunek do państwa i polityki w przypadku pojedynczego chrześcijanina, inną zaś stosunek do tych zjawisk w przypadku Kościoła jako wspólnoty wielu chrześcijan. Dlatego też rozbijamy nasze rozważania na temat stosunku chrześcijaństwa do państwa i polityki na dwie części: jedna dotyczy stosunku do tych spraw przejawianego przez chrześcijan jako indywidualnych osób, druga zaś stosunku przejawianego przez Kościoły jako zrzeszenia (korporacje, organizacje) skupiające wielu chrześcijan. Skąd teza o odmienności obu odniesień? Spróbujmy to wytłumaczyć.

Każdy odpowiada za siebie

Jedną z podstawowych prawd Nowego Testamentu jest przekonanie, iż każdy chrześcijanin indywidualnie, samodzielnie i bezpośrednio odpowiada za swoją postawę życiową przed Bogiem. Pomimo, że ciąży na nim zobowiązanie odpowiedzialności za czyny przed bliskimi, zborem (Kościołem) i innymi wspólnotami, w których uczestniczy (np. zakładem pracy czy państwem), to jednak ostatecznie zdaje on sprawę przed Bogiem. A więc, tylko Bóg może - jeśli patrzymy z perspektywy chrześcijańskiej - związać nasze sumienie zakazem lub nakazem i to na dodatek (po protestancku rzecz ujmując) zawartym w Jego Słowie. Mamy tu zatem do czynienia ze sprawą autonomii indywidualnego chrześcijanina, który ma dane mu przez Boga prawo samodzielnego decydowania o swoim stylu życia, przy czym - podkreślmy - decyzje te powinny być podejmowane w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem. Wskazana samodzielność, autonomia, nabiera szczególnej wagi w kontekście decyzji chrześcijanina w sprawach państwowych i politycznych. Sprawy te są zazwyczaj bardzo kontrowersyjne, wywołują różne reakcje, często ludzi dzielą, przeto trudno tutaj wymagać od chrześcijan jednolitości poglądów, nie mówiąc już o narzucaniu komukolwiek jakichkolwiek przekonań. Dlatego też każdy chrześcijanin sam musi sobie odpowiedzieć napytanie o swój stosunek do spraw państwa i polityki. I decyzje w tej sprawie dotyczą tylko i wyłącznie jego własnej osoby.

Chrześcijanie Nowego Testamentu a państwo

Jak sprawę stosunku do państwa załatwiali pierwsi chrześcijanie zobaczyć można na kartach Nowego Testamentu. Zdecydowanie trzeba powiedzieć, iż wyznawcy Chrystusa mieli pozytywny stosunek do instytucji państwa, uznawali potrzebę istnienia organizmu państwowego, odrzucali postawy anarchistyczne. Utrzymywali, że instytucja władzy ma sankcję Bożą(Rz 13:1), zaś sprawujący ją funkcjonariusze zasługują na szacunek z racji pełnionego urzędu (1P 2:17). Ich zdaniem wyznawcy Chrystusa żywić powinni uznanie dla władzy z uwagi na przekonanie, iż jest ona niezbędna dla pilnowania jako takiego porządku w tym upadłym świecie (Rz 13:5). Chrześcijanie powinni być przeto poddani władzy w sprawach świeckich ("cesarskich"), czyli tych, do zawiadywania którymi jest ona powołana (Mt 22:21). W sprawach wiary ("Boskich") władza świecka jest zdaniem Nowego Testamentu niekompetentna - to nic jest jej obszar działania. W tym zakresie chrześcijanin powinien mieć wolność (Dz4:18-20). Chrześcijanie mają być przeto dobrymi obywatelami (Rz 13:5) i korzystać ze wszystkich korzyści płynących z tego obywatelstwa (Dz 22:25-29, por. 21:39). Jednocześnie winni wywiązywać się ze swoich świeckich powinności względem państwa (1P 4:15-16), w szczególności zaś mają płacić podatki (Mt 17:25).

Państwo jest też i nasze!

Wskazówki Nowego Testamentu są aktualne i dzisiaj. Także współcześni chrześcijanie powinni czuć się zobowiązani do szanowania instytucji państwa jako rzeczywistości niezbędnej dla uporządkowania współżycia społecznego. Ludzkość, która przecież - jak każdy widzi gołym okiem - jest na wiele sposobów chora i zagubiona, potrzebuje przeto ciągłego i stanowczego porządkowania. W tym celu istnieje państwo. Jego skuteczne funkcjonowanie jest niezbędne nam wszystkim. A ponieważ władztwem państwa jesteśmy ogarnięci my wszyscy, i chrześcijanie i niechrześcijanie, przeto państwo jest (lub powinno być) rzeczą nas wszystkich. Także chrześcijanie - jako ludzie pozostający pod zwierzchnictwem państwowym - powinni czuć się odpowiedzialni za swoje państwo, za jego kształt i sposób funkcjonowania. Jest to szczególnie ważne, ale i znacznie ułatwione, zadanie w warunkach państw demokratycznych, a w takim państwie mamy obecnie szczęście żyć. Dysponując takimi samymi wolnościami i prawami jak pozostali obywatele możemy wpływać na bieg wszystkich spraw w państwie, które jest także naszym dobrem.

3. CHRZEŚCIJANIE A POLITYKA

Pozytywny stosunek do państwa winien wśród chrześcijan rodzić zrozumienie, przynajmniej zrozumienie, dla spraw politycznych. Jeśli uznajemy konieczność istnienia instytucji państwa - ba!, jeśli stwierdzamy, że posiada ona mandat, poparcie, sankcję Bożą, to oczywistym jest, że doceniamy potrzebę obsadzania stanowisk państwowych. A polityka właśnie - jak już wyjaśniliśmy na wstępie - jest procesem obsadzania różnych stanowisk w państwie. Czy powinniśmy być wobec tego procesu obojętni?

Polityka jako forma współuczestnictwa

Już powiedzieliśmy sobie, że państwo trzeba postrzegać jako dobro przynależące również do chrześcijan. Chrześcijanie mają zatem prawo do współgospodarzenia domem, którym jest organizm państwowy. A uprawianie polityki - sprawowanie władzy lub proponowanie alternatywnych rozwiązań - stanowi sposób na współuczestnictwo w zarządzaniu krajem. Ponieważ chrześcijaninowi nie powinny być obojętne losy jego bliskich i sąsiadów (czy ogólniej: innych obywateli), a Biblia wręcz namawia do troski o pomyślność środowiska, w którym żyjemy (np. Ez), nic dziwnego, że niektórzy spośród nas podejmą decyzję, by troskę tę wyrażać w drodze uczestnictwa w sprawowaniu władzy. Polityka jest zatem instrumentem wpływania na sytuację ludzi w najszerszej z możliwych skali.

Na własny rachunek

Nie każdy jednak człowiek ma zrozumienie dla polityki i nie każdy nią się pasjonuje. To normalne i to należy uszanować. Mogą się natomiast znaleźć, i też tak się dzieje, chrześcija-nie, którzy odnajdują w sobie powołanie i predyspozycje do służby publicznej. Stoją bowiem na stanowisku, iż podobnie jak inni mają talenty do działania w im tylko właściwej (i często ukochanej) dziedzinie - dajmy na to jako nauczyciele, rolnicy, pastorzy, kowale, naukowcy czy tramwajarze, to oni czują powołanie do porządkowania otaczającego ich świata poprzez zaangażowanie w proces sprawowania władzy. A skoro nie ma biblijnego zakazu takiej aktywności, są przekonani, iż działalność ta jest w ich wypadku Bożym powołaniem.

Nie wszyscy jednak chrześcijanie są powołani do służby państwowej czy politycznej, podobnie jak nie wszyscy chrześcijanie są powołani, by być chociażby piekarzami, profesorami uniwersytetów czy stróżami nocnymi. Rola działacza politycznego czy funkcjonariusza państwowego jest trudna i wymaga szczególnych uzdolnień. Stąd też decydować się na nią będą nieliczni. Spoczywa na nich wysoka odpowiedzialność związana także z faktem, iż decydując się na zaangażowanie polityczne czynią to we własnym imieniu i na własną odpowiedzialność. Oznacza to, że chrześcijanin będąc politykiem nie może powoływać się na autorytet Kościoła, którego jest członkiem, wciągać Kościoła w opowiedzenie się za jego ugrupowaniem, wykorzystywać uczuć religijnych dla popierania swoich interesów. Chrześcijanin - polityk, względnie chrześcijanin będący funkcjonariuszem publicznym, podobnie zresztą jak wszyscy inni działacze tego typu wystawiony jest na liczne pokusy. Jedną z nich jest przekonanie, iż jego działalność jest lekarstwem na wszystkie bolączki świata, a państwo najdoskonalszą strukturą życia społecznego. Ciągłe zmaganie się z tego rodzaju pokusami przesądza o dolegliwości zaangażowania w życie publiczne. Jednakże chrześcijanin powinien w tych sprawach wykazać szczególny heroizm, zachowując roztropny i spokojny dystans wobec swoich osiągnięć (J17:14nn; 1Kor 5:9-10) i opierając się skłonności absolutyzowania wartości państwa. Nikt spośród chrześcijan nie powinien tak dobrze pamiętać o znikomości rzeczy doczesnych jak chrześcijanin - polityk. Przy całym zaangażowaniu w pomyślność ziemskiej Ojczyzny musi on mieć przed oczyma prawdę - pięknie ujętą w jednym ze staropolskich protestanckich przekładów Biblii - iż "nasza Rzeczypospolita jest w niebiesiech" (Flp 3:20).

4. KOŚCIOŁY A PAŃSTWO

Dotychczas mówiliśmy o stosunku pojedynczych chrześcijan do państwa i polityki, podkreślając, iż każdy chrześcijanin poza obowiązkiem uznawania instytucji państwa i wywiązywania się z powinności obywatelskich ma swobodę wyboru postawy wobec bieżącego życia politycznego. Zaznaczyliśmy też, że inaczej po interesującym nas obszarze poruszać się mogą pojedynczy wierzący, inaczej zaś ich Kościoły.

Kościół i państwo - odmienne instytucje

Celem tekstu niniejszego nie jest naświetlanie zasad ogółu stosunków zachodzących pomiędzy państwem a Kościołem (Kościołami). Aby jednak określić postulowaną postawę Kościoła względem polityki trzeba odnieść się do sprawy stosunku Kościoła do państwa. Pierwsza uwaga, jaka nasuwa się w związku z tym zagadnieniem, dotyczy różnicy celów, stawianych sobie przez państwo i przez Kościół. Celem państwa jest zasadniczo ochrona bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego obywateli i kraju, ochrona wolności i praw jego mieszkańców oraz tworzenie warunków dla (czasem też wspomaganie) rozwoju kulturalnego i gospodarczego. Krótko mówiąc są to cele ściśle - powiedzmy - doczesne, czyli świeckie. Z kolei podstawowym celem Kościoła jest głoszenie Ewangelii i tworzenie wiernym warunków rozwoju duchowego czyli zadania ściśle religijne, uzupełniane pewnymi funkcjami społecznymi i kulturalnymi. Schematycznie rzecz ujmując państwo ma zabezpieczać doczesne interesy ludzi, Kościół zaś jego potrzeby duchowe (co nie znaczy, że zaspokajane one mają być w oderwaniu od doczesności - misja Kościołów realizowana jest przecież przy użyciu wszystkich środków materialnych, jakie są wykorzystywane przez wszelakie organizacje społeczne). O odmienności obu instytucji decyduje również i to, że państwo jest skupiającą bez wyjątku wszystkich obywateli organizacją przymusową od "uczestnictwa" w której nikt nie może się zdystansować. W przeciwieństwie do tego, Kościoły są w społeczeństwie demokratycznym dobrowolnymi stowarzyszeniami, przynależność do których jest koniec końców sprawą wyboru. Tak więc państwo i Kościół stoją obok siebie jako organizacje odrębne i odmienne. Jest w ich interesie, aby takimi też pozostały.

Kościół jako sprzymierzeniec i krzewiciel dobra

Ze względu na odmienność swojego charakteru i odmienność celów Kościoły powinny pozostać oddzielone od państwa, powinny być autonomicznymi zrzeszeniami skupiającymi na zasadzie dobrowolności ludzi ochotnie realizujących w ich obrębie ideały swojej wiary. Ale czy odrębność (rozdział) państwa i Kościoła oznaczać musi obcość i wrogość obu tych instytucji? Nie musi, aczkolwiek na tle różnych - istniejących na przestrzeni wieków - modeli stosunków państwo - Kościół i tego rodzaju relacje mogą mieć miejsce. Jest to jednak niewłaściwy układ stosunków, podobnie jak model polegający na zespoleniu państwa z Kościołem (tzw. sojusz tronu z ołtarzem). W państwie demokratycznym obywatele powinni mieć swobodę praktykowania swojej wiary indywidualnie i zbiorowo czyli także jako Kościoły. Wolność wyrażania wiary, podobnie jak wolność wyrażania innego rodzaju przekonań nie może być powodem niechęci ze strony państwa, tym bardziej, że najczęściej niesie ona ze sobą wiele wartości społecznie doniosłych. Kościoły zatem są ważnym czynnikiem życia społecznego i zasługują na pozytywne traktowanie ze strony państwa. Także państwo zasługuje na pozytywny stosunek ze strony Kościołów jeśli wywiązuje się ze swoich podstawowych, świeckich obowiązków. Przychylność Kościołów względem państwa nie powinna jednak przyjąć formy propaństwowego serwilizmu. Ze względu na swoje święte powołanie, Kościół nie może wiązać się zbyt blisko państwem. Jest ono bowiem instytucją skoncentrowaną na doczesności, służącą sprawom świeckim, kierującą się (ze względu na jej zadania) filozofią, którą czasem trudno pogodzić z zasadami obowiązującymi Kościół. Kościół nie może być podnóżkiem państwa ani jego sługą. Zdradza wówczas swoje wysokie powołanie, które ochronić można tylko i wyłącznie przy zachowaniu odrębności względem państwa i przy przestrzeganiu zasady dobrowolności przystępowania do wspólnoty wierzących.

Kościół nie ma służyć państwu, ale ma służyć człowiekowi. Kościół nie może być względem państwa lojalistyczny, ale nie musi być względem państwa wrogi, jeśli to państwo jest przyzwoite. Może wręcz być sojusznikiem (ale nie sługą!) państwa w walce o dobro. Kościoły (mam na myśli zwłaszcza Kościoły protestanckie) przecież czynią - ważne z punktu widzenia państwa - dobro: kształtują dojrzałego, świadomego swego miejsca w życiu człowieka, popierają instytucję rodziny, ideał zaradności, pracowitości, gospodarności i uczciwości, łagodzą obyczaje, sprzyjają tworzeniu atmosfery pokoju społecznego i dialogu, walczą z patologiami społecznymi. Jednym słowem wspólnota chrześcijan realizować może ideał ewangeliczny: by być niezbędną przyprawą do smaku (solą ziemi) i światłem pomagającym oświetlić dalszą drogę (światłem świata). Kościoły muszą jednak przy tym pamiętać, iż współpraca z państwem może być oparta o zasadę dobrej woli obu stron i że ów sojusz odbywa się w imię dobra człowieka i społeczeństwa, a nie w imię podpierania konkretnego systemu państwowego czy konkretnej koalicji rządzącej. Pomoc Kościoła dla państwa musi być przeto bezinteresowna, pochodząca z czystych pobudek.

5. KOŚCIOŁY A POLITYKA

Ustaliliśmy więc pokrótce pożądany model stosunku Kościoła do instytucji państwa. Kolej teraz na rozpatrzenie kwestii postawy Kościołów względem polityki czyli działań polegających na sprawowaniu lub zmierzających do objęcia władzy w państwie.

Kościoły wspólnotami ludzi o różnych poglądach

Choć każdy Kościół gromadzi się wokół określonych centralnych i wspólnych dla wszystkich wyznawców prawd wiary, to jednak występuje w nim pewna - węższa czy szersza -różnorodność poglądów. Różnorodność ta już z pewnością objawia się w sprawie, której realizacja nie należy do jego misji, a mianowicie w sprawie polityki. W Kościele są zatem zarówno ludzie interesujący się polityką, jak i ludzie na nią obojętni, a także ludzie od polityki w ogóle stroniący. W Kościele są ludzie - odwołajmy się do polskich realiów - zarówno będący zwolennikami np. Akcji Wyborczej "Solidarność" jak i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, tak Unii Wolności, jak i Unii Pracy itd. itp. Już ten naturalny pluralizm poglądów jest argumentem przemawiającym przeciwko politycznemu zaangażowaniu Kościoła. Gdyby dany Kościół poparł dajmy na to Sojusz Lewicy Demokratycznej, to jak czuliby się wierzący, którzy nie znoszą tego ugrupowania politycznego, a sympatyzują z innym? A jak czuliby się chrześcijanie, którzy mają dosyć polityki i na słuch o niej zakrywają uszy? Kościół stałby się w ten oto sposób macochą dla niektórych swoich dzieci. Co więcej, popierając dane ugrupowanie, zostałby zakwalifikowany do grona jego stronników, co z góry zniechęcałoby doń ludzi nie podzielających jego wyboru i zamykałoby im automatycznie drogę do poznania Chrystusowego orędzia zbawczego, które ten Kościół głosi (lub przynajmniej powinien głosić). W ten sposób wspólnota kościelna skutecznie przekreślałaby swoją podstawową misję, jaką otrzymała od Pana Kościoła - zajmowania się Ewangelią!

Kościoły nie są od polityki!

Kościół jest środowiskiem wiary. Przychodzimy do Kościoła po to, by wspólnie z innymi braćmi i siostrami przeżywać Bożą rzeczywistość. I choć możemy tam rozmawiać na różne tematy (także dyskutować na łamach naszych pism kościelnych - głosy tam pojawiające się są jednak opiniami prywatnymi ich autorów), to jednak głównym naszym celem jest realizacja - ogólnie rzecz biorąc - religijnej misji Kościoła, pierwszorzędnej misji, dla której został w ogóle stworzony. Kościół nie ma być państwem, Kościół nie ma być partią - Kościół ma być Kościołem. Nie ma chronić bezpieczeństwa obywateli, nie ma stać na straży rozwoju gospodarczego, ale przede wszystkim ma stwarzać ludziom warunki do poznania i wytrwania w Ewangelii (zresztą wraz ze wszystkimi jej społecznymi konsekwencjami). Kościół nie ma przejmować funkcji politycznych czyli zarządzania całym społeczeństwem, bowiem jest tylko i wyłącznie wspólnotą dobrowolnie z nim związanych wiernych. A więc Kościół nie ma za zadanie - choć mógłby, jak każda inna grupa - uczestniczyć w wyścigu po władzę. Jego cel jest zupełnie inny - ściśle społecznoreligijny.

A skoro tak, to oznacza, że z życia kościelnego usunąć trzeba wszystko to, co wiąże się z rywalizacją polityczną. Tam gdzie Kościół lub zbór występuje jako całość, w ramach swoich czynności oficjalnych, urzędowych, tam, gdzie występuje w imieniu ogółu wiernych, ogółu członków zboru, nie wolno wprowadzać wątków politycznych. W szczególności nie wyobrażam sobie w toku kampanii wyborczej polecania z kazalnicy, w piśmie kościelnym czy obwieszczeniach kościelnych jakiejkolwiek partii lub nazwiska kandydata. Byłby to najlepszy sposób na dyskryminowanie ludzi posiadających inne preferencje wyborcze czy mających inny stosunek do polityki. Byłby to najlepszy sposób na wprowadzanie podziału w zborze.

Wspólnota wierzących jest powołana do tego, by zajmować się rozwiązywaniem najistotniejszych problemów, jakie dręczą ludzkość, na czele z problemami natury ostatecznej. Natomiast żadną miarą nie jest zrzeszeniem, które ma zabiegać o zdobycie czy sprawować władzę w sprawach świeckich, w świeckim państwie! Innymi słowy Kościoły winny się wyrzec prawa zarządzania ogółem obywateli (na szczeblu całego państwa czy w węższym wymiarze) przy całej świadomości, iż jest ono nie do pogodzenia jego misją duchową i odbywałoby się ze szkodą dla niej. Postawa taka określona może być mianem neutralności Kościołów w sprawach politycznych. Kościoły nie uczestniczą w przetargu politycznym, w rywalizacji politycznej, w wyścigu wyborczym, ale też nie stoją mu na przeszkodzie, doceniając znaczenie procesu demokratycznego dla istnienia państwa w należyty sposób wywiązującego się ze swoich powinności. Nie buntują swoich wiernych względem państwa przestrzegającego podstawowe wolności i prawa jednostki, nie utrudniają też zaangażowania politycznego swoich poszczególnych członków, którzy czynią to wyłącznie w swoim imieniu i na swoją odpowiedzialność.

Czy to wszystko, co zostało powiedziane znaczy, że Kościół ma w zupełności milczeć na tematy publiczne? Odpowiedź jest krótka: nie! Pryncypialna rezygnacja z rywalizacji politycznej nie zamyka drogi do zabiegania przez Kościół o obecność pewnych wartości w życiu społecznym. Kościół jako "sól ziemi", "światło świecące w ciemnościach" i "miasto na górze" ma odważnie składać świadectwo o prawdzie Bożej, w tym także przypominać zasady stojące na straży dobra każdej bez wyjątku jednostki. Jest to element jego misji prorockiej, profetycznej. Wypowiada je jednak w sposób, który nie antagonizuje społeczeństwa, w sposób, który nie daje powodów, by sądzić, iż jest to poparcie dla konkretnej siły politycznej. Orędzie społeczne Kościołów skierowane powinno być do wszystkich i w interesie wszystkich - nie powinno być stronnicze czyli partyjne.

Non possumus - czyli Kościół w sytuacji skrajnej

Powyżej mówiliśmy o postawie Kościołów w sytuacji normalnej, czyli Kościołów działających we współczesnym państwie demokratycznym, gdzie przestrzegane są prawa człowieka i gdzie panuje pełna wolność polityczna. Jak wiadomo jednak, zdarzyć się może i tak, że dany Kościół lub Kościoły działać będą w państwie nagminne łamiącym wartości Kościołowi drogie. Wówczas zwyczajna profetyczna rola Kościoła polegająca na wskazywaniu na potrzebę przestrzegania praw jednostki wżyciu publicznym może przybrać kształt sprzeciwu wobec konkretnego zdeprawowanego systemu politycznego. Jest to jednak ewentualność wyjątkowa, dopuszczalna tylko w sytuacjach skrajnych. Postanowienie o opozycji względem państwa możliwe jest w sytuacji nieomal jednomyślności Kościoła w tej sprawie, co uznać należy za zjawisko rzadkie. Decyzja o frontalnym przeciwstawieniu się tyranii, wyrażenie niezgody na system zbrodni i przemocy (non possumus - "nie możemy" zgodzić się na deptanie godności człowieka) podejmowana musi być przez Kościół jako ostateczność i w perspektywie świadomości, iż pierwszorzędnym zadaniem Kościoła jest jego misja zbawcza, nad którą nie wolno przedkładać żadnej innej sprawy. Pora na krótkie podsumowanie.

1) Żyjemy w świecie, którego nieodłączną częścią - czy się to komuś podoba czy nie - jest porządek państwowy i polityczny. Biblia uznaje ten fakt za coś oczywistego i pożądanego dla dobra zbiorowości ludzkiej.

2) Niektórzy chrześcijanie, jeśli posiadają stosowne predyspozycje, mogą angażować się w życie polityczne, czynią to jednak wyłącznie we własnym imieniu i na własną odpowiedzialność, nie wciągając w to Kościoła, do którego należą.

3) Kościół powinien szanować instytucję państwa jako formę utrzymania podstaw ładu publicznego i nic powinien być mu z zasady wrogi czy z nim rywalizować. Jednocześnie Kościół nie jest po to, by się państwu wysługiwać, lub co gorsza stać się jego religijnym ramieniem. Państwo i Kościół powinny pozostać odrębne (rozdzielone), aby wiernie realizować właściwą im (i różną przecież) misję. W miarę możliwości - w interesie człowieka - powinny się wspierać w czynieniu dobra.

4) Kościół nie jest powołany do "robienia polityki" czyli uczestniczenia w procesie rządzenia ogółem obywateli. Kościół jest wspólnotą wiary, skoncentrowaną na głoszeniu i przeżywaniu Ewangelii Jezusa Chrystusa. Dlatego jest neutralny względem codzienności politycznej i oficjalnie (czyli jako ogół) nie popiera żadnej partii ani żadnego polityka, nie przeszkadzając poszczególnym swoim wiernym w działalności politycznej na własną rękę, jeśli nie sprzeciwia się ona zasadom chrześcijańskim. Kościół głosi zasady dobra, a w sytuacji nagminnego ich naruszania staje w ich obronie na forum publicznym.

Tadeusz J. Zieliński
Artykuł był opublikowany w miesięczniku "Słowo Prawdy" 4/1997